czwartek, 17 maja 2012

Zagrajmy w Wasteland - część VII

Szlajanie po barach






Dziennik Dr Temperance Fuller


Opis dotychczasowych doświadczeń: W czasie naszej wędrówki, której celem głównym jest poznanie i ewentualne zapobieżenie zagrożeniom, jakie najwidoczniej istnieją na pustyni, rozpoczęliśmy od poznania i porozmawiania z miejscową ludnością.
 Pisałam już o tym, jak w Highpool doszło do niespodziewanej konfrontacji z nieletnimi. Ograniczyliśmy szkodliwą działalność młodocianych przestępców poprzez selektywną eksterminację.
Pisałam również o wizycie w Centrum Ogrodniczym, gdzie musieliśmy stawić czoła nadmiernemu rozrostowi zwierząt żerujących na tutejszych uprawach. Problem ten został wyeliminowany w procesie deratyzacji.
Następnie trafiliśmy do tak zwanego obozu nomadów, którzy w rzeczywistości są zdziczałym plemieniem mutantów. Z pewną satysfakcją muszę zanotować, że ich liczebność także ograniczyliśmy, poprzez trwałe wyeliminowanie jednego z tzw. "klanów". 

Zabawna konkluzja: Bycie Strażnikiem Pustyni na Misji Specjalnej, wiąże się głównie z zabijaniem dzieci, kobiet i starców.

Ostatnio spenetrowaliśmy opuszczony szyb kopalni. W trakcie eksploracji zginęła niestety nasza droga przyjaciółka Jenny... nie, Julia... albo Jackie, jakoś tak. Słabe ogniwa odpadają, gdyż są słabe. 

Obecnie nasz samozwańczy przewodnik - Joshua Graham, którego z braku lepszych określeń będę nazywała "śliniącą się na mój widok pierdołą" - przyprowadził nas do niewielkiej osady Quartz. W rzeczywistości było to dawniej całkiem spore miasto, obecnie jednak nie mieszka tu więcej niż 200-300 mieszkańców, skupionych wokół dwóch barów/gospód. 

Spodziewam się, że po naszej wizycie liczebność Quartz znacznie zmaleje. Co by nie mówić o Grahamie, jego metody zmniejszania przeludnienia są imponujące.

Na początek idziemy do baru Scotta, stojącego na południu miasta. 


Pn-Pd Droga Księżycowa, Wsch-Zach Ulica Zapętlona, Pn-Pd Droga Górska,  Wsch-Zach Ulica Zapętlona.

Zdecydowaliśmy, że obejrzymy sobie to miejsce od tyłu. Lepiej się rozejrzeć za możliwymi drogami ucieczki - tubylcy, w toku ograniczania liczby narodzin oraz eutanazji, mogą się zrobić nerwowi.

Wkraczacie na tyły Baru Scotta. 

Na tyłach jakaś banda grała w karty. Postanowiłam pomóc jednemu z nich i stanęłam mu za plecami. Spojrzałam w jego karty. Brakowało mu dwójki do fulla.
- Brakuje ci dwójki trefl do fulla - powiedziałam. - Wymień króla. Tamci dwaj nic nie mają, blefują, świadczą o tym ślady potu na górnej wardze oraz drżenie powiek. Ten obok prawdopodobnie ma wysoką parę, ale sądzę, że prawdopodobieństwo wylosowania dwójki jest wysokie...
Niestety, gracze nie tylko nie uszanowali mojej rady, ale szybko podnieśli się z krzeseł i rzucili na nas. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko chwycić w dłoń pałkę, na której K.Boomzo wyrył kozikiem napis PAVULON i dokonać niezbędnej eutanazji...

Karciarze przerywają swoją grę i chwytają za spluwy. Jeden trzyma karabin! (nazw przeciwników nie przetłumaczę. O ile outlaw to banita, to ozonera za Chiny nie kumam).

Musimy się przemieścić w ich stronę. W tym czasie uzbrojeni w broń palną  mogą do nas strzelać. Stąd obniżone wartości Kondycji na następnym obrazku.

Ptysie, walka była prościutka ;).
 Jeden z nich czmychnął na północ. Zamiast go gonić, komisyjnie uznaliśmy, że warto zaopiekować się tym, co leżało na stole karcianym. 
Trzy pistolety, trochę amunicji i całkiem ładna ilość gotówki.
 Wreszcie ruszyliśmy za ostatnim niedobitkiem. 
- Przyjacielu - zawołałam. - Chcemy twojego dobra. Nie będzie bolało... wkrótce.
Musiał coś chlapnąć, bo nagle nabrał odwagi.
Uzbrojony mężczyzna wysunął się z cienia, sapiąc: "mamy tu prywatną partyjkę. Nie jesteście zaproszeni!"
 Drań otworzył ogień, na szczęście był tak pijany, że nie trafił. Szybko dokonaliśmy niezbędnej operacji.
Banita chybia, a my człapiemy do niego, uzbrojeni w pały i siekiery ;).

Pozostawił po sobie kurteczkę (sporo warta), pistolet i amunicję.
 Po wykonaniu czynności rozpoznawczo-medycznych, Graham postanowił wejść głównym wejściem. Przemawiał przez niego niezrozumiały strach.
- Lepiej żeby nas tu nie zastali. Po tej jatce mogą być nieprzyjaźni...
Na nic zdało się tłumaczenie, że działamy z wyższej konieczności i ograniczenie liczebności tubylców leży w naszym i nie tylko naszym interesie. Nie jestem pewna, czy Graham w ogóle mnie słuchał - ślinił się.
Wchodzicie do Baru Scotta.
 Zaatakował nas zapach dymu papierosowego. Było tu dużo istot humanoidalnych (dla ułatwienia będę o nich pisała jak o ludziach), dość, by podpalenie tej budy załatwiło problem przeludnienia.
Bar Scotta jest głośny i zadymiony, pełen ludzi oraz stolików. Na zachodzie znajduje się bar, zaś na wschodzie - niska scena. 
 Z daleka dostrzegliśmy barmankę. Na jej widok Graham i K.Boomzo zaczęli się poszturchiwać i chichotać. Omal nie dałam im po pysku.

Zabawna obserwacja: Na samą myśl, że Graham nie ślini się dla mnie, dostaję napadów wściekłości. 
Obok przechodzi piękna barmanka. Jej tabliczka z imieniem oznajmia: "Cześć, jestem Ellen!". Kobieta staje przy barze.
 Graham założył, że tubylcy będą coś wiedzieć, wiec przysiadł się do jednego ze stolików. Jako empirystka muszę powiedzieć, że słowa "tubylec" i "wiedza" są oksymoronem.
Dół: Figlarny staruszek szczerzy się na wasz widok i mówi: "Wyglądacie na cwaniaczków. Lubicie zagadki? Dobrze dopowiecie, nagrodzeni będziecie!" Góra: Jego oczka mrugają. "Kup mi coś do picia, mądralo. Zagadki strasznie mnie wysuszają..."
 Każdy z nas jest znacznie inteligentniejszy niż cała zebrana tubylcza fauna. Byliśmy pewni siebie, aż do pierwszej zagadki.
Co jest często jedzone na śniadanie, czasami na lunch, ale zazwyczaj pije się to przy kolacji. Odpowiedź była prosta...

- Wódka - krzyknęła Restenkova.
- Siarka - zgadywał K.Boomzo.
- Toast - powiedziałam, kryjąc twarz w rękach.
To jednak nie był koniec zgadywanek.
Tak więc zadam następną zagadkę. Najpierw kup mi browarka.

Co jest w środku Ameryki i Australii?
 Zaczęliśmy się naradzać. Pustynia! Kangury! Kaktusy! Obrzydliwi farmerzy w ogromnych pickupach ze strzelbą na pace! Russel Crowe!
Napisałam oba słowa na kartce, jeden pod drugim. Nagle mnie tknęło.
- Wiem!
Chodziło o literkę "R"
 Znów zgadliśmy! To znaczy ja zgadłam, co jest oczywiste, w końcu jestem doktorem, a oni tylko magistrami (poza Restenkovą, ale kurs w Czelabińsku śmierdzi fuszerką).

"Ostatnia zagadka" - mówi - "Ale niezwykle ważna. Mając tylko osiem liter, jak skomplementujesz barmankę?"

Dla Polaka ze średnią lub słabą znajomością angielskiego, to jest arcytrudne zadanie, polegające na napisaniu liter, które wymawiane na głos tworzą całe słowa, np. w polskim B. D. J. przeczytamy jako Be De Jot (wybaczcie wieśniacki przykład, ale nie znam lepszego). 
- Nic prostszego - odparłam. - Jesteś piękna, Ellen.
- Jak to? - zdziwił się Graham.
Dopiero gdy mu napisałam na kartce, klepnął się w czoło. Restenkova i K.Boomzo nic nie skumali.
URABUTLN czytamy jak You Are Beauty, Ellen. Czyli "Jesteś piękna, Ellen". Nie martwcie się, to chyba jedyne miejsce w grze z takimi zagadkami ;) .

"Całkowicie poprawnie!" - rechocze starzec. "Powiedz jej to, a twoja misja będzie łatwiejsza". Mężczyzna dziękuje wam i wychodzi.

 Postanowiliśmy rozejrzeć się po barze. Niestety, równie ciekawych osobistości nie spotkaliśmy, toteż wróciła mi niewiara w inteligencję tubylców.
Apatycznie was zbywa.

Ten stolik jest pusty. Usiądźcie! Widzicie kilka liter, wydrapancyh na blacie. Mówią: DRINK

Hej, uważaj, ja tu siedzę!
 W rogu dostrzegliśmy zwalistą postać obleczoną w skóry zwierząt. Przy pasie zwisały mu pogruchotane czaszki. 
- Head Crusher - wyszeptał Graham. - Mamy mu oddać kartę Visa! Pamiętacie, dla Hamulcowego z Obozu Nomadów! Hej, Crush, możemy się przysiąść?
Head Crusher zaprasza was do stolika.

Góra: Na ławie siedzi paskudnie wyglądający siłacz, uśmiechający się  tępo i popijający alkohol z brudnej szklanki. O czym chcecie pogadać? Dół: Przeczytaj paragraf 57.
 Paragraf 57
Head Crusher mówi: Pójdźcie do namiotu klanu Atchisonów i powiedzcie im hasło: CATERPILLAR.

Catterpillar to gąsienica, nie ma to większego znaczenia.
CHAT - czyli pogawędka. 

Widzieliście już tancerzy? Nie wydaje się wam chyba, że wyglądam jak mutant?
 Chciałam mu odpowiedzieć, ale Graham szturchnął mnie w bok. Pożegnaliśmy się.
 Podeszliśmy do baru. Graham nalegał, żeby pogadać z barmanką. Mam ochotę palnąć go w łeb!
Wszyscy nie możecie tam usiąść.
 Tu musimy rozdzielić drużynę. Jest to dość łatwy mechanizm w grze. Oddelegowujemy Grahama, żeby sobie popatrzył na cyc... eeee.. żeby pogadał z barmanką.
Barmanka Ellen jest ciągle zajęta. "Chcesz mi coś powiedzieć?" pyta szorstko.
 Ten skretyniały, śliniący się "pseudo-dowódca", wydukał ledwo te słowa: URABUTLN.
Uśmiecha się szeroko. "URAQT2 (You are cute too - też jesteś słodki) i jak sądzę, godny zaufania. Weź mój  klucz do pokoju hotelowego. Numer 18. Będziesz wiedział, co robić." Mruga do ciebie i wraca do pracy.
Graham zabiera klucz do pokoju hotelowego nr 18.


 Graham wrócił cały czerwony jak burak. Uśmiechał się głupkowato.
- Co ona ci tam naszeptała! - naskoczyłyśmy na niego z Restenkovą. 
- Niiiic - oparł głupio. - Gdzie tu można kupić prezerwatywy?
Trzasnęłam go w gębę, aż mu w oczach pociemniało. W barze zrobiło się cicho.
- Eee... chodźmy zobaczyć występ - powiedział Graham, gdy odzyskał przytomność. Puścił jeszcze oczko tej kretynce za barem, ale po chwili spojrzał jak ściskam w ręce PAVULON i szybko zaczął wzrokiem szukać czegoś na czubkach swoich butów.
Na szczęście tancerze wyglądali... interesująco. Zawsze byłam zafascynowana męską budową ciała, a ci tutaj mieli wszystkie mięśnie na wierzchu. Gdy wsadziłam jednemu dolara za majtki, Graham sapnął z oburzenia. Poczułam satysfakcję.

Zabawne spostrzeżenie: To atawizm. uznaję Grahama jako coś mojego, nawet jeśli go nie chcę. To typowe zachowanie ssaków naczelnych. Nie ma w tym nic złego. A ten dupek niech jeszcze pocierpi!


Jesteś u stóp sceny. Kilku dobrze zbudowanych tancerzy bryka po scenie.
 - Usiądźmy przy tym stoliku obok sceny! - zawołałam. - Będzie dobry widok.
Restenkova popędziła w podskokach. Przy tym stoliku stała szafa grająca i kilku tubylców. Restenkova szybko dopadła do automatu i wrzuciła jakiś utwór. Nie znam, był po rosyjsku, ale chyba śpiewali o jakiejś Kalince. To się nie spodobało stojącym tam facetom. Okazja do eutanazji!
"Nie dotykaj tych przycisków! Chcemy jeszcze raz posłuchać Ratt'a." Bandziory przy szafie grającej chwytają za noże i atakują.
 RATT to amerykański zespół rockowy. Niżej zamieszczam filmik, cobyście mogli wczuć się w klimat:


Walka była krótka i przyjemna - zupełnie jak amputacja przy stole chirurgicznym.

Garść doświadczenia...

... i parę przedmiotów.
 Usiedliśmy przy stole, obserwując piękne ciałą tancerzy, zupełnie niezrażonych rozróbą. Graham, zamiast podziwiać show, gapił się na trupy. Wreszcie szturchnął mnie i pokazał jakieś bazgroły na jednym z nich.
Zauważacie napis na martwej padlinie. Słowa oznajmiają: GEN QUART THANA TOES.

Doznajesz olśnienia: Ich kwatera główna, prawdopodobnie kryjówka, używa hasła THANATOS.
 - Co nas to obchodzi - wzruszyłam ramionami i podeszłam do sceny. Zaczęłam miziać po ręce jednego z tancerzy, oceniając jego triceps, biceps i mięśnie przedramienia. Doznałam dziwnego uczucia. Miałam ochotę wyrwać mu tą rękę i zabrać ze sobą do domu... 
Graham nie wytrzymał i odepchnął tancerza. Wpadliśmy na scenę, zaczęła się rozróba.
W momencie, w którym weszliście na scenę, kilku tancerzy uciekło z krzykiem.

Czeka nas bój z ochroniarzami!

I znów - łatwo, miło i przyjemnie!
 Niestety, gdy zostaliśmy na scenie sami, publika zaczęła wrzeszczeć.
- Pokażcie nam coś!
- Spłoszyliście tancerzy! Teraz będzie nudno!
Graham, niewiele myśląc, wykonał kilka podstawowych kroków z Jeziora łabędziego. Wyglądał tak pokracznie, że tarzając się ze śmiechu, tłuszcza wypuściła nas ze sceny.
Twoje wyczyny rozbawiły tłum, który pozwolił wam opuścić scenę.
 Według mechaniki, aby zejść na dół, musiałem użyć jednej z wielu możliwych umiejętności. Zdecydowałem się na akrobację, a co?
Miejscowi przy tym stoliku są pochłonięci rozmową. Przestają, gapiąc się na  was, aż sobie pójdziecie.

Podsłuchaliście dość, by zrozumieć, że tubylcy martwią się o Burmistrza i innych zakładników, przetrzymywanych przez gang.
 - Tantos! - odezwał się Graham. - Możemy pomóc tym ludziom.
- Pomóc? - skrzywiłam się. - Po co?
- Cóż... zabijemy tylu gangsterów, ilu zdołamy, co wy na to?
- Ja jestem za - podskoczyłam z radości.
- Ja też - dodała Restenkova.
- Ka-Boom! - rozentuzjazmował się K.Boomzo.
Graffiti na ścianie oznajmia co następuje: Head Crusher urzęduje na końcu, w rogu sali.
 To jedna z wad tej gry - wskazówki są zwykle dobrze poukrywane. Gdybym nie wiedział, gdzie jest Head Crusher (grałem wcześniej), to pewnie długo bym szukał faceta po całym mieście...

K.Boomzo namówił nas, abyśmy rozejrzeli się po pobliskim cmentarzu. Nie wiem, co chciał tam znaleźć, ale oczka świeciły mu się szaleńczo.

Wrota cmentarza są zamknięte na gruby łańcuch.

Używamy "otwierania zamków" i... Zamek jest przerdzewiały i ani drgnie.

Używamy więc łomu... Kłódka otwiera się. Zdejmujecie łańcuch i  wchodzicie do środka.
 Zbawna obserwacja:  Mutnacja=choroba=eutanazja.
Duchy wyskakują z grobów! 3 niezdarne ghule

Żaden to dla nas przeciwnik.

I zostawia trochę PD.
 Zaczęliśmy chodzić po grobach i z nudów czytać nagrobki.

Na nagrobku jest napisane: Grób nieznanego mutanta.

Kamień nagrobny nosi napis: Ken St. Andre. 4.28.47 - 4.28.87
 Ken St. Andre to jeden z twórców WL.
Lester Więcej, zastrzelony przez .44. Nie mniej, nie więcej.

Zarezerwowane dla Finistera.
 Finister to ważna postać w fabule WL. O nim (znacznie) później.
Nie mam pojęcia co to phred.

Jesteś na cmentarzu. Jak makabrycznie!

Ku pamięci Richarda Pickmana.
 Pickman to fikcyjna postać z opowiadania Lovecrafta "Model Pickmana".
Zepsuty Toster, gotówka.
 Zepsuty toster zostawiamy na miejscu - przyda się DUŻO później, a nie ma co zaśmiecać plecaków. Na pewno nikt go nie zwędzi.


Graham nalegał, abyśmy wreszcie "ruszyli dupy do hotelu", czyli Gospody pod Dyliżansem. Po drodze napadły nas jakieś smętne typki. Są już historią.



W następnym odcinku: Gospoda pod Dyliżansem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz